Kto nie wie o co chodzi – Dove przeprowadziło „eksperyment”.
Uczestniczącym w nim kobietom stworzono dwa portrety – jeden powstał w oparciu
o to, jak widzi się sama kobieta, drugi – jak widzą ją inni (w tym przypadku:
inne kobiety, które poznały ją w trakcie eksperymentu). Na koniec uczestniczki
oglądały oba portrety – okazywało się, iż ten, namalowany zgodnie z opisem
obcej osoby był bardziej korzystny, niż ten zgodny z opisem własnym.
Tak to wygląda:
I choć ogólnie jestem fanką kampanii Dove, które już
wcześniej poruszały tematykę obrazu ciała u kobiet i wpływu mediów na swoją
samoocenę, co do tego spotu nie jestem do końca przekonana.
To co przede wszystkim uderza mnie jako nierealistyczne w
całej idei i co mnie irytuje jako daleko zbyt idelistyczne i cukierkowe, to
założenie, że inne osoby (a w tym przypadku inne kobiety) oceniają cię lepiej
niż ty sama siebie oceniasz.
Umówmy się: gówno
prawda.
Najgorszym krytykiem kobiety jest druga kobieta. Zwłaszcza
obca. Zwłaszcza ta, która dojrzy cię w autobusie, zlustruje i w ułamku sekundy
stwierdzi, że masz za grube nogi, złe włosy no i co ty w ogóle masz na sobie? A
jak jest z koleżanką, to i z nią się podzieli swoimi błyskotliwymi
obserwacjami. I jeszcze cię zmierzą krytycznym wzrokiem i złośliwym
uśmieszkiem.
Albo trochę bardziej znane kobiety. Te które spotykamy w
pracy, na uczelni. Koleżanki. Widziałaś jak ona przytyła? Ale się zapuściła. A
ta nowa dziewczyna X? No pięknością nie grzeszy, ja nie wiem co on w niej
widzi. A tamta schudłą, okropnie, w ogóle cycków nie ma. A inna mogłaby
wreszcie fryzurę zmienić, bo w tej grzywce wygląda strasznie.
Albo na imprezie. Na imprezie za głośno, by mówic (chyba że
w toalecie, jak już można wybuchnąć głośnym tyyyyy, widziałaś tę laskę?) ale
zawsze można zmierzyć wzrokiem i wymienić porozumiewasze spojrzenia i niezbyt
dobrze ukryte parsknięcia śmiechu.
Nie ukrywajmy. Kobiety są najgorszymi krytykami innych
kobiet. Każda z nas da się czasem ponieść fali wzajemnego oceniania. Każda
czasem pod nosem mruknie jak ona mogła coś takiego na siebie włożyć? Albo „ja nie rozumiem czemu ona się tak wszystkim
podoba, moim zdaniem nie jest żadna pieknością”.
Oceniamy się ciągle i oceniamy się raczej źle. Naprawdę,
rzadko się zdarza by koleżanka szturchnęła mnie i pokazała „patrz jaka ładna
dziewczyna!”. Ale grubych, brzydkich, źle ubranych, źle umalowanych i nie
umiejących chodzić na obcasach naoglądałam się setki razy.
Spójrzcie chociażby na fenomen faszyn from raszyn.
Uwielbiamy wytykać innym ich wady, znajdować jakieś niedociągnięcia, pastwić
nad niedoskonałościami.
I choć karmimy się chwytliwymi hasełkami i walczymy o to, by
uwolnić się od presji idealnego wyglądu i chcemy być akceptowane po prosu takie
jakie jesteśmy, bez poczucia, że ciągle jesteśmy niewystarczająco szczupłe,
atrakcyjne – nie dajemy takiego prawa innym kobietom.
Jesteśmy okrutne w wyszydzaniu ciał innych kobiet.
Bezlitosne komentarze na temat Leny Dunhan z Girls i tego, że życie seksualne
jej bohaterki jest nieralistyczne „bo przecież żaden rzystojniak nie przespałby
się z TAKĄ dziewczyną” (więcej na ten temat tutaj) są tylko kolejnym dowodem, że niestety Dove –
może i jesteśmy krytyczne dla siebie. Ale na pewno nie jesteśmy swoimi
najgorszymi krytykami.
I dlatego kiedy słyszę te wszystkie miłe słowa wypowiedziane
w tej reklamie – nie kupuję tego. Nie wierzę w to. Widzę w tym tylko
zakamuflowaną gierkę. Łatwo do kamery powiedzieć coś miłego o kimś innym. No bo
co miała powiedzieć? Ale swoje pomyślały, oj uwierzcie.
Łatwo się zjednoczyć z innymi kobietami podczas spotkań,
warsztatów, prostestów. Wzruszyć razem, odczuć siłę przeciwko wspólnemu wrogowi – mediom,
kulturze, społeczeństwu, mężczyznom. I nie zrozumcie mnie źle, nadal
podtrzymuję, że media są w dużym stopniu odpowiedzialne za obecne
cielesne-szaleństwo i obsesję szczupłości. Ale tu nie będzie żadnej rewolucji,
jeśli nie zrobimy najpierw rachunku sumienia i nie przyznamy, choćby same przed
sobą, że i my dajemy się w to wciągać i też jesteśmy odpowiedzialne. I siebie
też trzeba zmienić.
Dużo kobiet skarży się, iż ich kompleksy i niska samoocena
są wywołane tym, że czują się oceniane. No cóż. Prawda jest taka, że pewnie w
wielu sytuacjach SĄ oceniane. I zdają
sobie z tego doskonale sprawę, bo i one to robią. Wciąż i wciąż.
Pewnych mechanizmów nie zmienimy. Ocenianie otaczającej nas
rzeczywistości jest jedną z podstawowych funkcji naszego umysłu. Ale nie dajmy
się zagalopować. Bo kto nam do cholery dał prawo wyrokowania, czy czyjś wygląd
jest akceptowalny czy nie? Spuśćmy z tonu. Każdy ma jedno życie, jedno ciało, i
znikome pole wyboru, jak ono wygląda. Niech więc kazdy robi co mu się z nim
podoba, nic nam do tego. Odpuścić innym
to odpuścić też sobie.