poniedziałek, 3 czerwca 2013

Z miłości do papieru

A na Dzień Dziecka to się na przykład takie prezenty pocztą dostaje :)





Kolaże Eweliny Lebidy zobaczyłam po raz pierwszy w takiej książeczce "Dobrze zrobić coś swojego" dodawanej, jeśli mnie pamiec nie myli, do "Twojego Stylu" w okolicach Bożego Narodzenia. Gazeta została zakupiona specjalnie dla tej książeczki w ramach akcji motywowania mnie i mojej mamy do tego, by się nie bać i robić swoje, nawet jeżeli może się to wydawać ryzykowne i przerażające :)

Kolaże to jest w ogóle fantastyczna sprawa. Całe życie ubolewam nad tym, iż talentów plastycznych wszelkiej maści nie ma we mnie za grosz. I jedyną pociechę znajdywałam w kolażach. Co prawda moje nijak się mają do tego, co robi Ewelina, brak mi cierpliwości do szczegółu, a i z ładnym wycinaniem trochę na bakier, ale zaspakajają potrzebę kreatywności, która czasem atakuje mnie znienacka. Potrzebę kreatywności i potrzebę siedzenia z gazetami.

Muszę się przyznać, iż mam lekką gazetową obsesję. Jest troszkę lepiej, troszkę z tym walczę, więcej wyrzucam. Ale od dzieciństwa nie potrafię się powstrzymywać od kupowania kolejnych tygodników, czasopism, magazynów. Ostatnie pieniądze potrafię wydać w kiosku, zwłaszcza jak pojawi się coś nowego, jakiś tytuł którego nie znam. Do dziś posiadam egzemplarze zapomniane przez wszystkich, jak np. wszystkie numeru magazynu "Muza" wydawanego gdzieś w okolicach 2003-4 (pojawiło się podajże 8) czy "Swiata Filmu" (trzy numery, do dziś mi szkoda że tylko tyle).

Żywot moich gazet nie kończy się wraz z ostatnią przeczytaną stroną. Nawet najzwyklejsza wyborcza musi odleżeć swoje, zanim zdecyduję się jej ostatecznie pozbyć. Bo a nuż jeszcze będę chciała coś przeczytać. Albo o czymś zapomnę i trzeba będzie znów zajrzć. Albo pominęłam artykuł, ktory dziś wydawał mi się nieciekawy, a za tydzień może być mojej głowie niezbędny.


Część gazet trzymam latami. Pierwsze numery "Lampy", "Magazyny" gazety wyborczej, kilkadziesiąt (kilkaset?) numerów "Wysokich obcasów". Wiele w końcu wyrzuciłam, najczęściej z okazji róznych przeprowadzek, albo przemeblowań. Siadam wtedy nad swoimi stosami, biorę do ręki każdy egzemplarz i ważę. Niektóre egzemplarze znam na pamięć, już po okładce wiem dlaczego zdecydowałam się je zostawić, więc i teraz nie mogę się z nimi pożegnać. A czasem zupełnie nie potrafię odtworzyć, przeglądam kartki i nie znajduję żadnych bliskich słów, zdjęć. I te idą w odstawkę. Ale trochę smutno jest mi zawsze.

Dlatego kiedy po raz kolejny musiałam dokonać bolesnej selekcji, pociechą stała myśl, że nie muszę swoich gazet tak po prostu wyrzucić.


Przypomniało mi się, że Ewelina Lebida na swoim blogu i fejsie wspominała, iz z chęcią przyjmuje różnego rodzaju gazety i wycinki. Wysłałam jej więc swoje odrzucone egzemplarze. Bo cóż mogłam zrobić lepszego dla swoich uwielbianych papierów niż pozwolić, by ktos zrobił z nich tak piękne kolaże, jak ja nigdy nie będę potrafić? Przynajmniej mogę sobie trochę zasług przypisać, że ładne rzeczy się pojawiają dzięki mnie :) (i jeszcze te ładne rzeczy przychodzą pocztą tylko dla mnie, tak jest super!).

Kto chce więcej popatrzyć niech najlepiej wejdzie na Ewliny bloga. Bo tam radość jest podwójna: są kolaże, ale i jest poezja. A poezji zazwyczaj wszędzie za mało, więc dobrze mieć miejsce, gdzie się dostaje świeże dawki. 


To klikamy:

2 komentarze:

  1. Powiem Ci Kasiu, że to jest jedno ze wspomnień związanych z Twoja osobą - gazety, Twoje wycieczki do kiosku po różne numery, nieprzebrane stosy "Filmu" i "Kaczora Donalda" :)
    Ja pamiętam jak zbierałam "Filipinkę" i miałam wszystkie numery po kolei poukładane i pewnego dnia moja siostra wyniosła je wszystkie na śmietnik - chyba nawet trochę płakałam.
    A kolaże faktycznie interesujące :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, jak mi w końcu te Kaczory Donaldy wywalili, to też była lekka histeria ;) teraz staram się hamować emocje i póki sama decyduję, co wyrzucać a co nie, to jest ok :)

    OdpowiedzUsuń