Kate Nash to najlepsza przyjaciółka każdej dziewczyny. Jej piosenek o złamanych sercach,
platonicznych miłościach, poczuciu nieadekwatności słucha się jak zwierzeń
koleżanki przy kawie/winie. Kto jak kto, ale Kate Nash wie, jak to jest, kiedy
dziewczyna czuje się zraniona. Ale i wie, kiedy trzeba powiedzieć dość użalaniu
się nad sobą i wykrzyczeć, że cokolwiek by się nie działo, jesteśmy ok.
Dziewczyńskość jej piosenek jest niezaprzeczalna. To współczesne girl power. Słuchając jej piosenek dziewczyny
znają swoją wartość i cieszą się, że są dziewczynami
...nawet jeśli czasem cichutko sobie popłakują
Ta dziewczyńskość jest też na nowej płycie „Girl Talk”. Ale
jest już inna, nie jest słodka i urocza, nie jest smutna i niepewna. Nie chce już
schować się przed wszystkimi, by wypłakać smutki w poduszkę. To już
dziewczyńskość głośna, robiąca zamieszanie, czy się komuś to podoba czy nie.
Kate Nash już przy poprzedniej płycie, pokazywała swoje bardziej
punkowe oblicze. Mansion song szokowało
odważnym i bezkompromisowym tekstem. A I
just love you more stanowiło zapowiedź, tego, co możemy znaleźć na albumie Girls Talk.
To lekko punkowe brzmienie mogło powstać z inspiracji - kilka
lat temu zaangażowała się promocję młodziutkich zespołów i wokalistek. Może od
nich zaczerpnęła energię i krzyczącą emocjonalność :)
Wydana kilka miesięcy temu EPka Death Proof pozwoliła mi już się trochę przyzwyczaić do nowego
oblicza Kate Nash. I nowej płyty też słucham z przyjemnością, choć nie ukrywam,
że brakuje mi trochę smutasków z poprzednich albumów.
Z drugiej strony – Kate Nash jest dla mnie jedną z tych wokalistek, której ufam bezgranicznie. I to zarówno dzięki jej muzyce, tekstom, ale i dzięki jej zaangażowaniu w sprawy ważne dla kobiet (ostatnio współpracuje z organizacja Because I’m a Girl). No i cóż, jeśli już się z kimś zaprzyjaźniło przez te wszystkie lata, to podążą się za tą osobą, niezależnie od tego co jej strzeli do głowy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz