środa, 10 kwietnia 2013

Pauza

Pracuję w domu, co zmusza mnie do korzystania z różnego rodzaju wspomagaczy, by zorganizować pracę jak najlepiej i zmobilizować samą siebie. Tworzę wiele list rzeczy do zrobienia, rozpisuję plany dzienne i tygodniowe, staram się narzucić sobie jak najsilniejszą strukturę. Jestem w tym coraz lepsza, odkryłam program HabitRpg, który pozwala zmienić listę rzeczy do zrobienia w zabawną grę i satysfakcje zdobywania punktów. Posiłkuję się też programem Trello, który ułatwia rozpisywanie większych projektów na konkretne tematy. Pracuję coraz więcej, coraz więcej rodzi mi się w głowie pomysłów, listy planów wydłużają się w ekspresowym tempie. Jestem na fali. A tak mi się przynajmniej wydawało.

W swoim dążeniu do stworzenia idealnego systemu pracy, który w jak największym stopniu przypominałby organizację pracy podobną jak u moich przyjaciół na etacie, zapomniałam uwzględnić… odpoczynek. Tak bardzo skupiłam się na efektywności, motywowaniu się by zrobić jak najwięcej, że zapomniałam, że czasami trzeba wcisnąć stop i sprawić sobie trochę radości i beztroski.



Praca w domu sprawia, że bardzo często czas pracy i czas wolny zlewają mi się w jeden ciąg 12-godzinnego maratonu przed ekranem komputera. I nie chodzi o to, że kiedy odpalam laptopa o 9, a wyłączam o północy pracuję non stop. Nie, przerw jest dużo, dystraktorów z facebookiem na czele, artykułami na blogach, pasjansem, serialami.  Ale przerwa od pracy nie musi oznaczać odpoczynku. Tak samo jak koniec pracy, ogłoszony dla wielu wybiciem godziny 16, nie oznacza automatycznie, że przestawiamy się na tryb „relaks”. Niestety, nie jest to takie proste.

Prawda jest taka, że wielu ludzi nie potrafi odpoczywać, choć wcale nie zdaje sobie z tego sprawy. Czasami czas wolny planujemy równie skrupulatnie jak czas pracy, stawiając sobie ambitne cele – wyprawy do siłowni, przegląd kina europejskiego, wyjazd na narty, basen, teatr, nowa książka – nie patrząc na nasze siły i ochoty, zmierzając tylko do tego, by wypełnić postawione sobie wyzwania, zrobić to, co powinniśmy według nas samych zrobić. Albo wręcz przeciwnie, w ogóle nie zastanawiamy się, jak nasz czas wolny zagospodarować, rzucamy się na kanapę, włączamy telewizor,  czy kolejny serial, w międzyczasie odświeżamy fejsa tysiąc razy i odczekujemy aż czas minie i nadejdzie godzina snu.

(Bardzo fajnie różnicę między skutecznym a nieskutecznym odpoczywaniem opisał Karol tutaj, polecam!)

Zarówno jedno, jak i drugie podejście mogą wpędzić nas w nieustanne poczucie zmęczenia. Jak więc odpoczywać, by odpocząć?

To co jest ważne, to świadomość tego, że odpoczywamy. Nasz mózg nie zawsze jest taki sprytny, jakbyśmy chcieli. Czasami musimy do niego przemówić do niego głośno i wyraźnie, by współpracował i zrozumiał, czego od niego oczekujemy.

Wyobraźcie sobie, że idziecie na spacer. Ubieracie buty, wychodzicie z domu, świeci słońce. Kierujecie się w  stronę najbliższego lasu, parku. Chodzicie przez pewien czas – może pół godziny, może godzinę. Wracacie do domu.

A teraz przypomnijcie sobie sytuację, kiedy byliście na zakupach w dużym centrum handlowym, z jakąś misją typu kupić kurtkę albo buty. Chodzicie od sklepu do sklepu, wędrujecie między piętrami. Odwiedzacie kilka sklepów, każdy oddalony od siebie o długość centrum, o kilka pięter. Nim się obejrzycie, mijają dwie godziny. Wreszcie się udaje, zakupy skończone wracacie do domu.

I co? Choć teoretycznie w drugim scenariuszu, pokonaliście o wiele większe fizyczne odległości będąc w centrum handlowym, raczej mało prawdopodobne, byście wróciwszy do domu odczuli podobne zmęczenie (ale i satysfakcję!) jak po nawet krótkim spacerze. Pewnie nawet nie zarejestrowaliście że chodziliście. To nie był spacer, to zakupy. Tak przynajmniej traktuje to nasz mózg i zgodnie z takim założeniem się zachowuje.

Podobnie jest z odpoczynkiem. Jeżeli po prostu robimy pewne rzeczy w jednym ciągu, bez refleksji, będą one traktowane jak produkt uboczny, tak jak spacer po centrum handlowy. Ale jeżeli damy wyraźny sygnał – ubierzemy buty, wyjdziemy do lasu – mózg będzie wiedział co robić.

Jak to jednak zrobić? Ważne, żeby w ogóle pozwolić sobie na odpoczynek. Powiedzieć sobie: „ok, narobiłam się już dziś wystarczająco, czas na przerwę”. Powiedzieć: „hej mózgu, dość się nawysilałeś, teraz robimy mały resecik”.

stuff no one told me

A co dalej? Przede wszystkim warto się zastanowić co nas relaksuje. To niby proste pytanie, ale odpowiedzi wcale nie musza być taki oczywiste.

Po czym poznajemy, że jesteśmy zrelaksowani, że odpoczywamy właśnie w tym momencie?

Takim dobrym wyznacznikiem może być poczucie zabawy, czy beztroski, czy po prostu przyjemności. Zastanówcie się, co sprawia wam radość i starajcie się robić te radosne rzeczy każdego dnia. Róbcie sobie stop na odpoczynek. Stop od myślenia o zmartwieniach, od planowania rzeczy do ogarnięcia, od obowiązków. Zafundujcie sobie godzinę zabawy, nawet jeżeli miałoby to być coś na tyle niepoważnego jak godzina grania w angry birds. W sumie, im bardziej niepoważne tym lepiej. Spotkajcie się z przyjaciółmi. Zjedzcie coś pysznego.

rudit
Ważne, żeby naprawdę cieszyć się, że to robimy i na tę radość sobie pozwolić. Nie zadziała, jeżeli jeszcze podczas gry będziemy rozmyślać o tym, że rany, tyle rzeczy do zrobienia, a my marnujemy czas na jałowe rozrywki. To się zdarza niestety często. Oglądamy ulubiony serial, ale zamiast śmiać się z dowcipów, zerkamy nerwowo na zegarek, wyrzucamy sobie że oglądamy kolejny odcinek, zamiast tych wszystkich innych rzeczy, które powinniśmy robić w tym czasie, żeby mieć czyste sumienie.

Podobnie traktujemy sen – jako stratę czasu. Narzekamy, że doba ma za mało godzin, staramy się do perfekcji opanować, metody, które sprawią, że po 4-5 godzinach snu będziemy w stanie funkcjonować jak gdyby nigdy nic. 



A przecież sen to nasz największy sprzymierzeniec - w odpoczynku, ale i ogólnie w odczuwaniu przyjemności z życia. Deficyty snu psuja nam nastrój, ale i spowalniają nam umysł. Sprawiają, ze cały świat odbieramy jako niezbyt miłe miejsce, wszystko może nas znienacka zirytować. a proste nawet zadania jakie musimy wykonać przekształacją się w przerażające wyzwania wykraczające poza nasze możliwości. Tymczasem nawet jedna godzina snu więcej potrafi zdziałać cuda dla naszego samopoczucia i naszej efektywności. Kto nie wierzy, niech posłucha tej fajnej babki:


Dlatego dziś, specjalnie dla Was - dla Waszego dobra, oczywiście :) - zadanie domowe:
  1. Zrób rachunek sumienia. Wypisz wszystkie rzeczy, które sprawiły Ci dziś przyjemność, wszystkie chwile, które były czystą radością.
  2. Staraj się robić to codziennie, pod wieczór. Dzięki temu, lepiej zorientujesz się, co tak naprawdę sprzyja Twojemu odpoczynkowi i dobremu samopoczuciu.
  3. Po jakimś czasie, z łatwością stworzysz listę 5, 10, 15 czy 50 rzeczy, których robienie niezawodnie sprzyja ładowaniu Twoich życiowych baterii. Przywieś  tę listę w widocznym miejscu i korzystaj z jej podpowiedzi, kiedy tylko możesz – należy Ci się!
I jeszcze...




4. Idź spać godzinę wcześniej, albo – jeśli możesz – wstań godzinę później. Świat się nie zawali, jak podarujesz sobie tę odrobinę czasu.  Postaraj się spać więcej niż zwykle cały tydzień i na własnej skórze przekonaj, poczujesz się od tego lepiej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz