Pracuję w domu, co zmusza mnie do korzystania z różnego
rodzaju wspomagaczy, by zorganizować pracę jak najlepiej i zmobilizować samą
siebie. Tworzę wiele list rzeczy do zrobienia, rozpisuję plany dzienne i
tygodniowe, staram się narzucić sobie jak najsilniejszą strukturę. Jestem w tym
coraz lepsza, odkryłam program HabitRpg,
który pozwala zmienić listę rzeczy do zrobienia w zabawną grę i satysfakcje
zdobywania punktów. Posiłkuję się też programem Trello, który ułatwia rozpisywanie większych projektów na konkretne
tematy. Pracuję coraz więcej, coraz więcej rodzi mi się w głowie pomysłów,
listy planów wydłużają się w ekspresowym tempie. Jestem na fali. A tak mi się
przynajmniej wydawało.
W swoim dążeniu do stworzenia idealnego systemu pracy, który
w jak największym stopniu przypominałby organizację pracy podobną jak u moich
przyjaciół na etacie, zapomniałam uwzględnić… odpoczynek. Tak bardzo skupiłam
się na efektywności, motywowaniu się by zrobić jak najwięcej, że zapomniałam,
że czasami trzeba wcisnąć stop i sprawić sobie trochę radości i beztroski.
Praca w domu sprawia, że bardzo często czas pracy i czas
wolny zlewają mi się w jeden ciąg 12-godzinnego maratonu przed ekranem
komputera. I nie chodzi o to, że kiedy odpalam laptopa o 9, a wyłączam o północy
pracuję non stop. Nie, przerw jest dużo, dystraktorów z facebookiem na czele,
artykułami na blogach, pasjansem, serialami.
Ale przerwa od pracy nie musi oznaczać odpoczynku. Tak samo jak koniec
pracy, ogłoszony dla wielu wybiciem godziny 16, nie oznacza automatycznie, że
przestawiamy się na tryb „relaks”. Niestety, nie jest to takie proste.
Prawda jest taka, że wielu ludzi nie potrafi odpoczywać,
choć wcale nie zdaje sobie z tego sprawy. Czasami czas wolny planujemy równie
skrupulatnie jak czas pracy, stawiając sobie ambitne cele – wyprawy do siłowni,
przegląd kina europejskiego, wyjazd na narty, basen, teatr, nowa książka – nie
patrząc na nasze siły i ochoty, zmierzając tylko do tego, by wypełnić
postawione sobie wyzwania, zrobić to, co powinniśmy według nas samych zrobić.
Albo wręcz przeciwnie, w ogóle nie zastanawiamy się, jak nasz czas wolny
zagospodarować, rzucamy się na kanapę, włączamy telewizor, czy kolejny serial, w międzyczasie odświeżamy
fejsa tysiąc razy i odczekujemy aż czas minie i nadejdzie godzina snu.
(Bardzo fajnie różnicę między skutecznym a nieskutecznym
odpoczywaniem opisał Karol tutaj, polecam!)
Zarówno jedno, jak i drugie podejście mogą wpędzić nas w
nieustanne poczucie zmęczenia. Jak więc odpoczywać, by odpocząć?
To co jest ważne, to świadomość
tego, że odpoczywamy. Nasz mózg nie zawsze jest taki sprytny, jakbyśmy chcieli.
Czasami musimy do niego przemówić do niego głośno i wyraźnie, by współpracował
i zrozumiał, czego od niego oczekujemy.
Wyobraźcie sobie, że idziecie na spacer. Ubieracie buty,
wychodzicie z domu, świeci słońce. Kierujecie się w stronę najbliższego lasu, parku. Chodzicie
przez pewien czas – może pół godziny, może godzinę. Wracacie do domu.
A teraz przypomnijcie sobie sytuację, kiedy byliście na
zakupach w dużym centrum handlowym, z jakąś misją typu kupić kurtkę albo buty.
Chodzicie od sklepu do sklepu, wędrujecie między piętrami. Odwiedzacie kilka
sklepów, każdy oddalony od siebie o długość centrum, o kilka pięter. Nim się
obejrzycie, mijają dwie godziny. Wreszcie się udaje, zakupy skończone wracacie
do domu.
I co? Choć teoretycznie w drugim scenariuszu, pokonaliście o
wiele większe fizyczne odległości będąc w centrum handlowym, raczej mało
prawdopodobne, byście wróciwszy do domu odczuli podobne zmęczenie (ale i
satysfakcję!) jak po nawet krótkim spacerze. Pewnie nawet nie zarejestrowaliście
że chodziliście. To nie był spacer,
to zakupy. Tak przynajmniej traktuje to nasz mózg i zgodnie z takim założeniem
się zachowuje.
Podobnie jest z odpoczynkiem. Jeżeli po prostu robimy pewne
rzeczy w jednym ciągu, bez refleksji, będą one traktowane jak produkt uboczny,
tak jak spacer po centrum handlowy. Ale jeżeli damy wyraźny sygnał – ubierzemy
buty, wyjdziemy do lasu – mózg będzie wiedział co robić.
Jak to jednak zrobić? Ważne, żeby w ogóle pozwolić sobie na
odpoczynek. Powiedzieć sobie: „ok, narobiłam się już dziś wystarczająco, czas
na przerwę”. Powiedzieć: „hej mózgu, dość się nawysilałeś, teraz robimy mały
resecik”.
stuff no one told me |
A co dalej? Przede wszystkim warto się zastanowić co nas
relaksuje. To niby proste pytanie, ale odpowiedzi wcale nie musza być taki
oczywiste.
Po czym poznajemy, że jesteśmy zrelaksowani, że odpoczywamy
właśnie w tym momencie?
Takim dobrym wyznacznikiem może być poczucie zabawy, czy
beztroski, czy po prostu przyjemności. Zastanówcie się, co sprawia wam radość i
starajcie się robić te radosne rzeczy każdego dnia. Róbcie sobie stop na
odpoczynek. Stop od myślenia o zmartwieniach, od planowania rzeczy do
ogarnięcia, od obowiązków. Zafundujcie sobie godzinę zabawy, nawet jeżeli
miałoby to być coś na tyle niepoważnego jak godzina grania w angry birds. W
sumie, im bardziej niepoważne tym lepiej. Spotkajcie się z przyjaciółmi. Zjedzcie coś pysznego.
rudit |
Ważne, żeby naprawdę cieszyć się, że
to robimy i na tę radość sobie pozwolić. Nie zadziała, jeżeli jeszcze podczas
gry będziemy rozmyślać o tym, że rany, tyle rzeczy do zrobienia, a my marnujemy
czas na jałowe rozrywki. To się zdarza niestety często. Oglądamy ulubiony
serial, ale zamiast śmiać się z dowcipów, zerkamy nerwowo na zegarek, wyrzucamy sobie że oglądamy kolejny odcinek, zamiast tych wszystkich innych
rzeczy, które powinniśmy robić w tym czasie, żeby mieć czyste sumienie.
Podobnie traktujemy sen – jako stratę czasu. Narzekamy, że
doba ma za mało godzin, staramy się do perfekcji opanować, metody, które
sprawią, że po 4-5 godzinach snu będziemy w stanie funkcjonować jak gdyby nigdy
nic.
A przecież sen to nasz największy sprzymierzeniec - w odpoczynku, ale i ogólnie w odczuwaniu przyjemności z życia. Deficyty snu psuja nam nastrój, ale i spowalniają nam umysł. Sprawiają, ze cały świat odbieramy jako niezbyt miłe miejsce, wszystko może nas znienacka zirytować. a proste nawet zadania jakie musimy wykonać przekształacją się w przerażające wyzwania wykraczające poza nasze możliwości. Tymczasem nawet jedna godzina snu więcej potrafi zdziałać cuda dla naszego
samopoczucia i naszej efektywności. Kto nie wierzy, niech posłucha tej
fajnej babki:
Dlatego dziś, specjalnie dla Was - dla Waszego dobra, oczywiście :) - zadanie domowe:
- Zrób rachunek sumienia. Wypisz wszystkie rzeczy, które sprawiły Ci dziś przyjemność, wszystkie chwile, które były czystą radością.
- Staraj się robić to codziennie, pod wieczór. Dzięki temu, lepiej zorientujesz się, co tak naprawdę sprzyja Twojemu odpoczynkowi i dobremu samopoczuciu.
- Po jakimś czasie, z łatwością stworzysz listę 5, 10, 15 czy 50 rzeczy, których robienie niezawodnie sprzyja ładowaniu Twoich życiowych baterii. Przywieś tę listę w widocznym miejscu i korzystaj z jej podpowiedzi, kiedy tylko możesz – należy Ci się!
I jeszcze...
4. Idź spać godzinę wcześniej, albo – jeśli możesz
– wstań godzinę później. Świat się nie zawali, jak podarujesz sobie tę odrobinę
czasu. Postaraj się spać więcej niż
zwykle cały tydzień i na własnej skórze przekonaj, poczujesz się od tego lepiej
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz